Pierwsze promienie słońca wpadały przez okno prosto do mojego pokoju. Zmrużyłam oczy, przekręciłam się na plecy. Kątem oka spojrzałam na zegarek stojący na etażerce. Zielone cyfry przykrywał nieokreślony kształt, odwróciłam się w jego stronę. Była to sowa śnieżna, w dziobie trzymała kopertę. Przetarłam zaspane oczy, na kopercie widniało logo z borsukiem, wężem, lwem i orłem. Uśmiechnęłam się szeroko, po czym wyjęłam sowie kopertę z dzioba, a ta wypełniwszy zadanie wyleciała przez okno. Usiadłam na łóżku i szybko otworzyłam kopertę. Wyciągnęłam pierwszą kartkę i powoli przeczytałam ją.
HOGWART
SZKOŁA
MAGII i CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: Minewra McGonagall
Szanowna Pani Djones,
Mamy przyjemność poinformowania Panią, że została Pani przyjęta do
szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych
książek
i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Filius Flitwick,
zastępca dyrektora
Po przeczytaniu odłożyłam list i kopertę na etażerkę. Podeszłam do szafy, wyciągnęłam ciuchy i pośpiesznie ubrałam je. Wychodząc chwyciłam kopertę z listem i zeszłam na dół.
Śpieszyłam się tak, że przeskoczyłam cztery ostatnie stopnie i pognałam dalej korytarzem, po chwili stanęłam w drzwiach kuchni. Tata siedział przy stole pochłonięty Prorokiem Codziennym, a mama przygotowywała bekon na śniadanie.
-List?-zapytał tata nie odrywając wzroku od gazety
-Tak-odpowiedziałam
Mama oderwała wzrok od bekonu.
-Jak ona tak reaguje na list z Hogwartu...-powiedziała-To lepiej schowaj gazetę i nie mów jej kto będzie ją uczył Obrony przed Czarną Magią
Gdy tylko mama skończyła mówić i zajęła się śniadaniem, podbiegła do taty i wyrwałam mu Proroka z rąk. Śledziłam tekst uważnie, prawie nie oddychając. Kiedy skończyłam czytać spojrzałam z nad gazety na tatę.
-Dlaczego niby miałam się nie dowiedzieć?-zapytałam
Tata spojrzał na mnie zakłopotany. Nie zdążył mi odpowiedzieć, ponieważ mama podała bekon
-Smacznego-powiedziała nakładając go na talerze
Zjadłam bekon szybciej niż się zorientowałam, że mój talerz stoi teraz pusty na stole.
-To idziemy już?!-zapytałam zniecierpliwiona
Tata, który jadł jeszcze bekon popatrzył na mnie z pretensją.
-Może tak najpierw bym zjadł?-zapytał z pełnymi ustami
Gdy wszyscy byli już gotowi mama podeszła do szafki i wyciągnęła z niej mały mosiężny rondelek. Wyciągnęła go w moją stronę, w środku był zielony proszek.
-Tylko nie Fiuu!-powiedziałam
Mama przybrała groźny wyraz twarzy. Przegrana wzięłam niewielką ilość w palce i wrzuciłam do kominka. Płomienie zmieniły barwę na zieloną. Powoli weszłam do kominka. Kiedy się już w nim znalazłam wykrzyknęłam:
-Ulica Pokątna!
Wystrzeliłam do góry. Po chwili stałam na długiej Ulicy Pokątnej.
Super! Bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńPS. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards. Looknij na mojego bloga, a dowiesz się wszystkiego :)